Biegnie w stronę rzeki ulica brukowana. Wciśnięta między czynszowe kamieniczki i zbudowane z czerwonej cegły przeciwpowodziowe mury oporowe starego koryta Warty. Ulica Czartoria, dawniej Tamowa, prowadziła do tamy Berdychowskiej. Dziś (na skutek powojennych prac związanych z regulacją koryta Warty) jej bieg zamyka całkiem niepozorny, mocno naznaczony zębem czasu budynek będący celem wycieczek amatorów fotografii, geocachingu albo mocnych wrażeń.
Czartoria 5 - dawny kompleks „Domów Robotniczych” - historia
Przebudowa starego koryta Warty wymuszona między innymi przez częste powodzie zalewające obszar Chwaliszewa oraz zniesienie zakazu wznoszenia trwałej i wysokiej zabudowy w obrębie tzw. „Cytadeli Tumskiej” doprowadziły do całkowitej zmiany dotychczasowego charakteru tej części Poznania.
W roku 1899 miejsce starych, prymitywnych i bardzo już zniszczonych domów zaczęły zajmować nowoczesne, zwykle czteropiętrowe czynszowe kamienice, które nadały podupadającej przedtem dzielnicy charakter wielkomiejski. Na przełomie XIX i XX wieku na Chwaliszewie powstawały fabryki i zakłady produkcyjne (sytuowane najczęściej w podwórzach). Ze wsi i małych wielkopolskich miejscowości napływali robotnicy, którzy wkrótce stali się najliczniejszą grupą mieszkańców tej dzielnicy.
W celu rozwiązania problemu z zakwaterowaniem nowo przybyłych mieszkańców, w latach 1899 – 1902 dzięki inicjatywie Poznańskiej Spółdzielni Budowlanej Użyteczności Publicznej (Posener Gemeinnützige Baugenossenschaft) wzniesiono kompleks bloków mieszkalnych – „Domy Robotnicze”.
Między ulicą Sienną, Tamową (Czartorią) i Nadbrzeżną, na planie litery C usytuowano ogromny, inspirowany realizacjami neogotyckimi kompleks mieszkalny składający się z 21 trzypiętrowych domów z poddaszem użytkowym – 214 mieszkań. Wewnętrzny dziedziniec przekształcono w obsadzony roślinnością skwer o charakterze rekreacyjnym, jego powierzchnia przekraczała 3600 m.
Do budowy kompleksu użyto nowoczesnych materiałów przy zastosowaniu najnowszych technologii. Do mieszkań doprowadzono bieżącą wodę i gaz. Wszystkie lokale (z wyjątkiem znajdujących się na parterze) posiadały balkony od strony wewnętrznego dziedzińca. W każdym domu znajdowała się wspólna pralnia i suszarnia, a na każdym piętrze ubikacja.
W kompleksie „Domów Robotniczych” otwarto również przedszkole dla 40 dzieci z wejściem od ulicy Tamowej (teraz Czartoria), natomiast przy Siennej 7 mieściła się łaźnia z natryskami.
Czynsz za mieszkania o powierzchni 43,5 – 47,5 m (przedpokój, dwa pokoje i kuchnia z balkonem), 27,5 – 34 m (dwa pomieszczenia – jedno z nich z aneksem kuchennym i balkonem) oraz indywidualne pokoje (12 – 27 m) wynosił od 4,75 do 1,25 marki. Opłaty niższe o około 20% od tych pobieranych w tradycyjnych kamienicach czynszowych sprawiały, że mieszkania cieszyły się ogromnym popytem.
Kompleks „Domów Robotniczych” bardzo ucierpiał w czasie II wojny światowej. Z 21 domów został tylko jeden (jest to właściwie fragment większej kamienicy, mocno uszkodzonej w czasie walk o Poznań). Dom wpisany jest do rejestru zabytków.
Czartoria 5 - początek roku 2014
Stoję na przeciw mało zachęcającej do zwiedzania wnętrza budynku bramy wejściowej. Świadomość dużej niechęci niektórych mieszkańców do osób odwiedzających to miejsce i obskurny obraz klatki schodowej kreują raczej ponury nastrój. Brakuje tu jeszcze tylko napisu nad bramą „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie”. Ale wchodzę…
Pokonuję stopnie prowadzące na wysoki parter. W budynku cisza, jak makiem…
Pod stopami nieczyszczone chyba od pokoleń, przeszło stuletnie, ceramiczne płytki pokrywające posadzkę. Wokół odrapane ściany aż po sufit zabazgrane nowożytnymi „freskami”, płatami odpadający tynk i betonowe schody z pokrytymi drewnem stopniami. Idę na piętro.
Wolę nie wdawać się w dyskusję z autochtonami. Tu chyba lepiej nie zwracać na siebie uwagi. Schody na szczęście nie skrzypią, więc w spokoju docieram na kolejną kondygnację.
Na piętrach wejścia do mieszkań znajdują się po lewej, w głębi korytarza. Na wprost schodów drzwi dawnych ubikacji. Drugie piętro wita mnie słabym o tej porze światłem czerwonej żarówki. Jeszcze kilka tygodni temu podobna (zielona) żarówka oświetlała schody na poprzedniej kondygnacji. Po zmroku te światła widoczne z brzegu Warty nadają kamienicy jeszcze bardziej niesamowity klimat. Na piętrze trzecim wszystkie wejścia do mieszkań zamurowano. Zastanawiające jest, że ten poziom wygląda na zamieszkały, choć świadczą o tym tylko wymienione na nowe okna. Być może ktoś urządził sobie dwupoziomowy apartament z wejściem w mieszkaniu piętro niżej?
Wreszcie docieram na samą górę. Wejście na strych jest otwarte, więc korzystam z okazji i również tu robię kilka zdjęć. Najwidoczniej strych aktualnie pełni funkcje rekreacyjne, o czym wnioskuję z ustawionego w narożniku starego fotela i porozrzucanych po podłodze pustych butelkach po napojach.
Ze strychu wygania mnie duszna atmosfera przesycona nieprzyjemnym zapachem. Schodząc mijam kolejne piętra i staje przed drzwiami do piwnicy…
Wejście do piwnicy jest otwarte, ale nie widzę nigdzie włącznika światła, a latarki nie wziąłem. Ciemno jak w grobie.
Podziemia kamienicy są dość obszerne, przypominają raczej średniowieczne lochy i taki też klimat tam panuje. Poruszam się naprzód oświetlając drogę za pomocą lampy błyskowej. Niezwykła atmosfera tego domu sprawia, że wyobraźnia zaczyna podsuwać nieprawdopodobne scenariusze. W tych okolicznościach czuję się dość nieswojo.
W pewnej chwili kolejny raz błyskam światłem flasha w poszukiwaniu dalszej drogi i zastanawiam się, czy w tym świetle nie zobaczę czegoś, czego zobaczyć bym nie chciał. Lub co gorsze, to czego nie chciałbym dostrzec, zobaczę po chwili dopiero na podglądzie zdjęcia w aparacie ;) Przypomina mi się ostatnia scena z Blair Witch Project. Kończę zwiedzanie, opuszczam piwnicę i wychodzę z budynku na światło dzienne, do realnego świata…